Wiatr we włosach

Rowerem jeżdżę od siódmego roku życia, czyli sporo ponad pół wieku. Od dziecka pasjonowało mnie kolarstwo. Jako dziecko mieszkałem w podsandomierskiej wiosce Dwikozy. Co roku przejeżdżał tamtędy kolarski wyścig imienia pułkownika Skopenki. Dziś już mało kto pamięta kim był ów Skopenko i tak jest lepiej. Dla mnie i moich kolegów ten wyścig to było wydarzenie. Zawczasu sprawdzaliśmy w gazetach z jakimi numerami będą jechać nasi ówcześni mistrzowie – Fornalczyk, Kudra, Gawliczek. Na nic się to nie zdało, bo peleton przemknął przez wieś zanim zdążyliśmy się zorientować kto jest kto. Pasja pozostała do dzisiaj. Telewizja pozwala już komfortowo i dokładnie śledzić wyścigi. Sam też oczywiście używam roweru, nawet czasem z zacięciem kolarskim. Z dawnych lat pozostało zamiłowanie do sportu, do aktywnego spędzania czasu, jakieś poszukiwanie przygody, ciekawość świata, czyli wszystko to, co każe mi zostawić pod domem samochód, wsiąść na rower i ruszyć przed siebie. No i poczuć ten tytułowy wiatr we włosach.

Pierwszy „poważny” rower to był Ural produkcji radzieckiej.    Rocznik 1969. Tani, trochę ciężki, solidny, niezawodny.       W ciągu pierwszego miesiąca od zakupu tak raz w tygodniu rozbierałem go co do śrubki, czyściłem, smarowałem, oliwiłem… Przejechałem na nim tysiące kilometrów. Dokładnie nie wiem ile, bo takie liczniki jak są dzisiaj, to wtedy się nikomu nawet nie śniły. Objechałem na nim praktycznie całą południowo -wschodnią Polskę. To na nim odbyłem pierwsze dłuższe wycieczki, pierwsze kilkudniowe wyjazdy. W sezonie wiosennym po powrocie ze szkoły najczęściej wsiadałem na niego i pędziłem do pobliskiego lasu, lub po prostu za miasto ponawijać asfalt na koła. Służył mi ponad dwadzieścia lat. Z czasem pojawił się kłopot z częściami zamiennymi i poszedł staruszek na złom. Zdjęcie obok zrobione zostało w Stuposianach podczas wyjazdu w Bieszczady w 1971 roku.

To już nowsze czasy i nowszy sprzęt. Author Stratos zakupiony w 2007 roku na Dzień Dziecka. Po erze intensywnych jazd Uralem rower poszedł w odstawkę. Zajmowałem się turystyką kajakową, później biegałem długie dystanse, aż zatęskniłem znów za rowerem. Najpierw coraz częściej pożyczałem górala od córki, potem już kupiłem Authora. Od razu dostałem skrzydeł. Po ponad piętnastu latach eksploatacji rower przejechał ze mną blisko 115.000 km. Jeździliśmy razem po Polsce, Słowacji, Węgrzech, Słowenii, Chorwacji,Francji, Włoszech, Niemczech, Austrii, Szwajcarii. Od lat mój podstawowy rower, służący do turystyki i do dojazdów do pracy.  Wydatki na eksploatację i części zamienne przekroczyły czterokrotnie wartość zakupu roweru. Z części oryginalnych pozostały: rama, widelec, kierownica, hamulce. Zdjęcie obok zrobione w grudniu 2007 roku na przełęczy Vabec, przy drodze z Piwnicznej do Starej Lubovni.

No i nareszcie… Od dziecka marzyło mi się kolarstwo. Wyścig Pokoju to było swięto. Raczkowała telewizja, transmisje były tylko z finiszu, później łapali jeszcze ostani kilometr przed stadionem. Siedziałem przed telewizorem i słuchałem radia bo meldunki z trasy były dość często. Rower… Marzył mi się Huragan. Składałem kasę, oszczędzałem… Jak trochę uzbierałem, to znów cena poszła w górę. Nigdy go nie kupiłem. W 2010 roku w listopadzie wreszcie stało się. Przez cztery dni przejechałem na nim około 170 kilometrów, spadły śniegi, nastała zima… Przerwa w jazdach. Oj, jak bolało. Dziś mój Fokus jest już mocno zabytkowy, ale nie planuję obecnie nowego. Dopóki jestem w stanie utrzymać go w sprawności, będzie mi służył. Przejechaliśmy razem trochę ponad 53.000 km. Zdjęcie zostało wykonane w Ostrowcu Świętokrzyskim. Rower przygotowany do startu w Maratonie Rowerowym Dookoła Polski 2013 roku.

Pisząc o moich rowerach, o atencji jaką dażę ten sprzęt, o wyjazdach rowerowych – nie sposób abym nie wspomniał o forum rowerowym podrozerowerowe.info. Funkcjonuję na tym forum od grudnia 2007 roku jako transatlantyk. Taki sobie nick, albo ksywkę jak ktoś woli wybrałem.
Stało się to trochę wcześniej, latem podczas wyprawy do Chorwacji. Dojechałem już prawie do Adriatyku, zatrzymałem się na tarasie widokowym na przełęczy Vratnik, spojrzałem na morze i wyspy leżące poniżej – piękny widok. Byłem prawie tysiąc kilometrów od domu. Ja sam „tymi ręcami”, tymi nogami na rowerze pokonałem taki szmat drogi. Niczym transatlantyk…
Więc to forum – już szesnaście lat prawie. Mnóstwo wyjazdów, mnóstwo poznanych ludzi, przyjaciół, kolegów, kumpli, znajomych.
Większość tekstów, które tutaj zamieszczam jest już opublikowana na forum właśnie. Często w związku z powyższym posługuję się w tych tekstach nickami uczestników. Niekiedy dokonuję drobnych korekt i aktualizacji treści wpisów.

Scroll to Top